26 gru 2014

Rozdział 5 - Samotność

Felix

Minął tydzień od kiedy poznałem Abbie. Na przerwach już nie spędzałem czasu z Oscarem, OG i Omarem, tylko z nią. Siedzieliśmy zawsze w tym samym miejscu, na schodach przy tylnym wyjściu szkoły, gdzie nikt nigdy nie chodził. Abbie czuła się tam swobodnie, więc nie mogłem zaprzeczyć. Dużo rozmawialiśmy, może nawet za dużo. Abbie opowiadała mi na moją prośbę jak sobie radziła w szkole przed tym jak mnie poznała. Dziewczyna całe przerwy siedziała sama na korytarzu albo w klasie, jeśli nauczyciel jej na to pozwolił. Trzymała się z dala od wszystkich. Nie chciała tylko powiedzieć, czy ona się ich bała, czy po prostu nie chciała z nikim rozmawiać. Nie jadała na jadalni jak reszta uczniów w szkole. Jadła w łazience i nikt jej nawet nie zauważał. Nawet jeśli ktoś zwrócił na nią uwagę to po to, żeby wyśmiać jej ciuchy, fryzurę albo makijaż. Beznadzieja...
Kolejna przerwa się zaczęła. Ruszyłem tam, gdzie zawsze. Jej jeszcze nie było na schodach. Usiadłem więc i wziąłem parę głębokich oddechów. Zaraz znowu tutaj przyjdzie i będę musiał udawać, że jestem mega wyluzowany przy niej, a w środku krzyczę ze szczęścia i nerwów. Jedno mnie pocieszało - że mogę jej pomóc w jakiś sposób.
Pojawiła się na drugim końcu korytarza. Uśmiechnęła się do mnie i podeszła. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy - jak zawsze. Nasze rozmowy ograniczały się do jej życia i szkoły. O mnie nie wiedziała praktycznie nic.
   - Paliłeś kiedyś? - zapytała nagle.
Spojrzałem na nią zaskoczony tym pytaniem. Spojrzałem na podłogę i skinąłem głową. Nie lubiłem się tym chwalić. Paliłem, ale kiedy byłem zdołowany, albo wściekły. Nie paliłem dla szpanu, czy innych absurdów.
  - Ja chciałam... - powiedziała cicho, jakby ktoś chciał nas usłyszeć.
Automatycznie jej humor odleciał gdzieś daleko. Patrzyłem na nią w ciszy.
  - Miałam momenty, że wszystko mnie doprowadzało do szału i czułam, że potrzebuję pomocy... No ale nikt mi jej nie przyniósł... Nawet rodzice. W szkole bywało gorzej niż zwykle. Nie dawałam sobie rady, znaczy, nigdy nie dawałam sobie rady, ale takie chwile były jeszcze gorsze. Był taki chłopak, palił. Podobał mi się strasznie no i... powiedziałam mu to. A co on odpowiedział? "Zapal przede mną, potem możesz być moją dziewczyną"... Zważając na to, jaka byłam zaślepiona i zakochana w nim, zgodziłam się, ale bałam się... Poszliśmy do łazienki, a tam stali już jego koledzy. Chłopak podał mi papierosa do ręki i uśmiechał się tak chamsko, tak jak jego koledzy. Wzięłam papierosa do ręki, a on odpalił ogień. Włożyłam papierosa do ust i nawet się nie zaciągnęłam, bo jeden z jego towarzyszy się zaśmiał. Powiedział: "Stary, ta sierota nie umie zapalić, a co dopiero przydać się w łóżku". Po tych słowach rzuciłam papierosem w chłopaka i uciekłam. Po tym wypisałam się ze szkoły.
Nie mogłem już patrzeć, jak się męczy. Kiedy przyjrzałem się jej oczom... płakała... W tym momencie moje emocje wzięły górę i przytuliłem ją. Po chwili się zorientowałem, co robię. Jednak nie chciałem jej puścić. Była taka ciepła... Co ciekawsze... nie chciała puścić...
  - P-przepraszam... - rozluźniłem uścisk.
  - Nie! - zmniejszyła dystans między nami. - Zostań tak jeszcze chwilę...
Otworzyłem szeroko oczy. Coraz bardziej nie mogłem uwierzyć w to, co się działo. Poczułem, że moje ramię jest wilgotne.
  "Płacze..." - pomyślałem.
Delikatnie dłonią pogłaskałem ją po głowie.
  - Teraz już nikt cię zrani, słyszysz? Teraz masz mnie, pomogę ci... - wyszeptałem.
Poczułem tylko jak delikatnie kiwa głową.
Parę chwil później już siedzieliśmy jak wcześniej. Nie zerknęliśmy na siebie. Chyba spaliłem buraka...
  - Dziękuję... - powiedziała w końcu jeszcze łamiącym się głosem.
Nie spojrzałem na nią. Tylko się uśmiechnąłem.
  - Nie musisz, serio... Robię to dla ciebie...
Abbie spojrzała na mnie wielkimi oczami jeszcze pełnymi łez. Przemyślałem to, co właściwie powiedziałem.
  "Jävla i helvete..." - zrobiłem mentalnego facepalm'a.
  - To znaczy, okej, nie to miałem na myśli! Amm...! Chciałem tylko powiedzieć, że... Amm... No miałem na myśli "cała przyjemność po mojej stronie". Tak! Poplątał mi się język, jak babcię kocham! - schowałem twarz w dłoniach.
Abbie chwilę jeszcze patrzyła się na mnie w szoku, ale zaraz potem zaczęła się uroczo śmiać. Ja też zacząłem się śmiać.
  "Rany, ta dziewczyna jest wyjątkowa" - patrzyłem na nią z uśmiechem.
  - Co robisz po lekcjach? - zapytałem nagle.
Abbie spojrzała na mnie skupiona.
  - Hmmm... Pewnie nic, jak zawsze. A co? - odpowiedziała dość poważnie.
Już miałem zapytać, czy nie poszłaby ze mną do kina... Nie udało mi się.
  - A! Nie, czekaj. Dzisiaj do mnie przyjeżdża ciocia z którą chcę się bardzo spotkać, zapomniałam. - dodała szybko.
  - Rozumiem, spoko. - uśmiechnąłem się.
Zadzwonił dzwonek. Czekała mnie interesująca fizyka. Nie chciałem się z nią rozstawać... No ale to było nie do uniknięcia...
  - No to na razie, widzimy się tutaj na następnej? - zapytałem.
  - Nie, muszę poprawić kartkówkę z angielskiego na tej przerwie, bo jest dłuższa i muszę to napisać - odpowiedziała niezadowolona.
  - Spoko, to napisz, jak będziesz wolna - wstałem z schodów.
  - Jasne - kiwnęła głową.
Postawiła już krok w stronę klasy matematycznej, ale jeszcze się odwróciła. Z ciekawością ją obserwowałem.
  - Dziękuję jeszcze raz... - uśmiechnęła się uroczo.
Spaliłem buraka... Znowu...
  - Nie ma sprawy, naprawdę - zaśmiałem się.
Brunetka odwróciła się ode mnie i zniknęła z mojego pola widzenia.

***

Na następnej przerwie musiałem spędzić czas z OG, Omarem i Oscarem. "Musiałem", super to brzmi zważając na to, że to moi najlepsi kumple. Siedzieliśmy na jadalni, a oni mnie bacznie obserwowali jak jem sałatkę. 
  - Co jest? Też chcecie? Są jeszcze 4 miski - pokazałem na bufet. 
Nie odpowiedzieli. Spojrzałem na każdego po kolei. Zazdrość? Złość? ZŁA AURA... 
  - Co jest?! Właśnie, stary, co jest? Znikasz na każdej przerwie nie wiadomo gdzie i jeszcze się pytasz "co jest"?! To jest jakiś żart? - nie wytrzymał Oscar.
Od razu wiedziałem, że o to im chodzi. Jednak nie miałem co im powiedzieć, przecież nie powiem im, że zakochałem się w dziewczynie, bo źle by się to skończyło, prawda? Mówiłem już o tym.
  - Powiesz coś czy nie? - wtrącił się OG. 
Chyba nie miałem najmniejszego wyjścia. Musiałem im to powiedzieć, bo inaczej by mnie zjedli wzrokiem.
  - Słuchajcie, jest taka sprawa - zacząłem niepewnie. - Jest taka dziewczyna, potrzebuje pomocy... 
  - Wiedziałem, dziewczyna... Przecież wam mówiłem tyle razy, że to to jest ten "problem" - odezwał się Omar.
  - Czekaj... Czyli ty... zakochałeś się?! - powiedział trochę za głośno Oscar.
Cała stołówka odwróciła wzrok na nas. 
  - Zamknij się, tępaku...! - zatkałem mu usta. 
Na szczęście nikt nie dopytywał się o szczegóły, odleciało wraz z wiatrem. Chłopcy się uspokoili, więc mogłem im wszystko opowiedzieć i wytłumaczyć.
  - Nieźle... Czyli to na nią się tyle gapiłeś kiedy miałeś wkraść się do sali rysunku... - podrapał się po głowie OG.
  - Nie mogłem nic na to poradzić. Co miałem zrobić? - wzruszyłem ramionami. - Tylko słuchajcie! Żadnego wtrącania się! Nie macie prawa się do niej zbliżać i ani słowa! - dodałem szybko.
Kumple zaśmiali się. 
  - Chyba nie rozumiem, co się dzieje... - powiedziałem zdezorientowany.
  - To jest twoja laska, my się nie wtrącamy, zgoda? Masz nasze słowo - położyli sobie dłoń na dłoni i czekali na moją.
To był nasz zwyczaj. Położyłem dłoń na ich i uśmiechnęliśmy się do siebie.
  "Jesteśmy żałośni" - zaśmiałem się w myślach.
__________________________________________
Cześć i od razu przepraszam, że tyle musieliście czekać :( Powoli się starzeję i chyba te 7 lat pisania blogów mi się udziela, haha :D
Pod poprzednim rozdziałem widnieje 22 komentarzy, więc uważam, że mogę podnieść poprzeczkę, co?

20 KOMENTARZY = 6 ROZDZIAŁ 

HAHAHA, CO TERAZ? :D
Wesołych Świąt, Szczęśliwego Nowego Roku i spełnienia marzeń, ludzie!

12 paź 2014

Rozdział 4 - Krok do przodu


Felix

Historia, ostatnia ławka w prawym rogu klasy, Francis gadał bardziej ciekawie niż zazwyczaj, ale jednak mało co go słuchałem. Bazgrałem coś po kartce zeszytu i myślałem o niej. Abbie... Śliczna dziewczyna, ale taka skromna. Marnuje się w tej szkole. Jeśli chodzi o tą laleczkę z dwoma gorylami to inna sprawa.
  "Zapłacą za to, co jej zrobili..."
Po chwili się uśmiechnąłem sam do siebie. Z kieszeni spodni wyciągnąłem dyskretnie jej wiśniową szminkę i powąchałem ją jeszcze raz. 
  "Pocałować ją to na pewno jakby być jedną nogą w niebie..."
Na moment zatopiłem się w marzeniach. Wyobraziłem sobie jakby to wyglądało. Jest skromna, delikatna, urocza... Zrobiłbym to ostrożnie i delikatnie, z wyczuciem, żeby poczuła się bezpieczna...
  - Sandman! - wyrwano mnie z objęć wyobraźni. - Jestem zaszczycony, że raczyłeś usłyszeć moje przekrzykiwanie twojego ega. 
  - Panie Francis, prosiłem: "Nie po nazwisku" - szybko schowałem szminkę do spodni.
  - Ja też prosiłem: "Nie śpij na lekcjach" - odbił piłeczkę historyk.
  - Przepraszam, panie psorze - powiedziałem i wróciłem do rysunków w zeszycie. - Ciekawe, kiedy pan ostatnio się zakochał... - szepnąłem do siebie.

***

Wyszedłem z kumplami na przerwę. Chciałem iść poszukać Abbie, ale przypomniałem sobie, że pojechała do domu za moim rozkazem. Ktoś chwycił mnie za ramię, to był Oscar.
  - Stary, co z tobą? - zapytał.
  - Co ma być? Jakiś problem? 
  - Nie na co dzień wąchasz szminki na historii... - spojrzał na mnie jak na idiotę.
  "Cholera... Wychodzę na kretyna... Widział, jakby nie miał kiedy na mnie spojrzeć..."
  - Co ty brałeś, co? - zaśmiałem się mu w twarz.
Kumpel przechylił głowę i uniósł brew. Bałem się, że zaraz się wyda. Nie chciałem już im mówić, że się zakochałem, źle się to może skończyć.
  - Wsadź rękę do lewej kieszeni i pokaż, co tam masz - chciał mnie sprawdzić, cwaniaczek.
  - Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. To jest tylko i wyłącznie moja sprawa i nie wpieprzaj się, okej? 
Odwróciłem się od przyjaciół i ruszyłem szybkim krokiem w odludne miejsce - tam, gdzie jeszcze przerwę temu ją poznałem. Nie pamiętam, kiedy zakochałem się po raz ostatni. Abbie była pierwsza od bardzo długiego czasu, brakowało mi tego uczucia. 
  "Ciekawe jak ona się czuje... Dowiedziałbym się jakbym tylko mógł..." 

***

Abbie

Był już wieczór. Leżałam na łóżku już umyta i przebrana. Patrzyłam w sufit bez większego celu i rozmyślałam o całym dniu. Kiedy spojrzał mi w oczy poczułam, że po raz kolejny się zakochuję. 
  "Jednak cały czas mam głęboką nadzieję, że nie zakochałam się po raz kolejny niepoprawnie"
Zawsze było to samo. Zakochiwałam się w chłopaku, patrzyłam na niego przy każdej okazji, zaczęłam go śledzić, starałam się go zawsze dogonić, ja zawsze byłam dla niego obojętna, jednak zawsze była dla niego jakaś inna, piękna dziewczyna, ja w końcu się poddawałam, gdy chłopak sam powiedział, że mu się nie podobam, albo samo jego zachowanie dawało mi do myślenia. Końcowym etapem były moje płacze przez miesiąc. Powiedzcie, czy to jest normalne, żeby za każdym razem się działo to samo? Czy nade mną ciąży jakieś fatum? 
  "Mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej... Felix wydaje się bardzo miły"
Chwyciłam za słuchawki leżące na stoliku nocnym i podłączyłam je do telefonu. Włożyłam obie słuchawki do uszu i włączyłam piosenkę Lindsey Stirling "Crystallized". Głośna muzyka rozbrzmiała w mojej głowie. 
  "Będzie, co będzie... Jedno złamanie serca w te czy w te..."

***

Felix

Na następny dzień jechałem z Omarem, Oscarem i OG autobusem do szkoły. Siedziałem w ciszy patrząc w okno, kiedy moi trzej przyjaciele prowadzili zaciekłą walkę o Jennifer Collins z klasy drugiej. W połowie drogi kumple zauważyli, że coś jest ze mną nie tak.
  - Ochłonąłeś po wczoraj? - zapytał Omar.
Ja tylko spojrzałem na niego kątem oka. 
  - To oznacza, że nie - zaśmiał się.
  - Wytłumaczysz nam chociaż, czemu unikasz rozmowy z nami? - dołączył się OG.
Oparłem się o okno i dalej patrzyłem na mijające nas samochody. Bałem się, że się wygadam. Z nimi to było tak, że zawsze jak im powiedziałem, że jakaś dziewczyna mi się podoba to oni zawsze się wtrącali i pchali mnie dosłownie do tej dziewczyny. To zawsze ją odpychało i kończyło się tym, że się każda mnie bała. Wychodziłem na nachalnego dupka. Co miałem zrobić? Przestałem im się zwierzać z moich sercowych rozterek. Patrzyłem na każdy możliwy przystanek, czy nie wsiada przypadkiem Abbie. Chciałem już ją spotkać i wymienić z nią spojrzenie. O niczym innym nie marzyłem od wczorajszego poranka. 
  "Ale jeśli ona wsiądzie to chciałbym usiąść koło niej, a nie mogę, bo to będzie podejrzane..."
Nie było to jednak potrzebne, bo nie spotkałem jej na żadnym przystanku.
  "Może nie przyjdzie dzisiaj po wczorajszym... Szkoda..."
Chciałem ją zobaczyć i się upewnić, że dobrze się już czuje.

***


Wysiedliśmy z autobusu, ja wychodziłem ostatni, bo nigdzie mi się nie spieszyło. Jednak w jednym momencie mój humor się poprawił. Ze srebrnego Mercedesa wysiadła ona, Abbie. Automatycznie się uśmiechnąłem, kiedy zobaczyłem, że uśmiecha się do mamy w samochodzie i się żegnają. OG, Oscar i Omar nie spostrzegli, że nie idę za nimi.
  "Niech idą... Nie zauważą, że mnie nie ma..."
Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem w kierunku Abbie. Szedłem tuż za nią z nadzieją, że się odwróci, ale na darmo. Weszliśmy do szkoły. Dziewczyna szła w kierunku swojej szafki, ja schowałem się za rogiem myśląc co jej powiedzieć, kiedy do niej podejdę. Otworzyła szafkę i zaczęła wyciągać potrzebne książki na następną lekcję. Wziąłem po raz drugi głęboki oddech i podszedłem do dziewczyny, właściwie to schowałem się za drzwiczkami szafki. Abbie zatrzasnęła szafkę i zobaczyła mnie. Wyraźnie ją zaskoczyłem. Uśmiechnąłem się i oparłem ręką o szafki. 
  - Cześć, pamiętasz mnie? Twój rycerz na białym rumaku - lekko, ale z urokiem się ukłoniłem.
Abbie wyraźnie się zarumieniła i zaśmiała. Moje serce zaczęło się cholernie cieszyć. Trzeba było to ciągnąć, bo było świetnie. Miałem niezłą gatkę jak na początek dnia. 
  - Jak się czujesz? Nie było już problemów? - zapytałem o to co mi chodziło po głowie przez cały wczorajszy dzień, całą tą noc i poranek. 
  - Wszystko okej - kiwnęła głową. - Nawet ci nie podziękowałam...
  - To była przyjemność - podrapałem się po głowie z uśmiechem.
  - Mimo wszystko ci bardzo dziękuję, nie dałabym sobie rady sama - spojrzała na podłogę zawstydzona. 
  - Oczywiście, że dałabyś sobie radę. Słyszałem jak się im sprzeciwiłaś. Nie musiałbym się wtrącać, gdybyś od razu tamtemu facetowi z puszką sprzedała liścia w mordę. Zbyt szybko ufasz ludziom... Jesteś silna, musisz tylko tą siłę uwolnić...
  "Ale walnąłem elaboratem... Psycholog się we mnie odezwał..."
  - Nie masz racji... - zaczęła bawić się palcami, widocznie z nerwów. 
  "Zacząłem głupi temat... Za krótko się znamy, żeby się mi zwierzała z takich kompleksów... Muszę go zakończyć..."
  - Jeśli ta dziewczyna ci znowu będzie grozić to przyjdź do mnie, natychmiast. Wiem, podam ci mój numer, napisz od razu, jak będą jakieś problemy. Będę przy tobie w minutę.
Na początku nie zorientowałem się, że to ostatnie zdanie mogło dziwnie zabrzmieć. Jednak ona się zorientowała. Rumieniec wrócił na jej policzki. 
  - Nie potrzebuję... - wydukała. - To znaczy, dam sobie radę...
Abbie zaczęła odchodzić w swoją stronę. Nie mogłem tego tak zakończyć. Z wierzchu jej torby wyciągnąłem jej telefon i zacząłem wbijać na nim mój numer.
  - Co ty robisz? - wyraźnie ją zaskoczyło moje zachowanie.
  - Znowu mnie nie słuchasz. Powiedziałem "p o d a m  c i  m o j  n u m e r" a nie "czy podać ci mój numer". Masz poważne problemy ze słuchem widzę - zaśmiałem się i oddałem jej telefon. - Masz się odezwać, pamiętaj.
Posłałem jej ostatni uśmiech i ruszyłem na lekcje. Odetchnąłem z ulgą, że udało mi się coś osiągnąć.

Pierwszą lekcją była matematyka, co znaczyło tylko jedno - patrzyłem bezmyślnie w tablicę nie rozumiejąc nic. Pod książką i zeszytem miałem telefon i co dwie minuty na niego zerkałem z obawą, że zaraz przyjdzie wiadomość z prośbą o pomoc. Jednak nic nie przychodziło, bez ustanku patrzyłem na mój wyświetlacz, ale nic z tego. Bałem się o nią. Fakt, że pobiłem tych goryli i przestraszyłem może podsycić ogień.
  "Może na przerwie pójdę jej poszukać"
Spojrzałem na zegar i zacząłem się bawić ołówkiem. Zostało jeszcze piętnaście minut. Postanowiłem, że nie wytrzymam w tej niepewności. Podniosłem rękę i spojrzałem na nauczyciela matematyki.
  - Co jest, Felix? - zapytał zza szkieł okularów.
  - Mogę iść do łazienki?
Nauczyciel tylko machnął ręką, a ja szybko wybiegłem z klasy. Stojąc na korytarzu myślałem gdzie ona może teraz być. Na ścianie któregoś z korytarzy był zawieszony plan lekcji dla każdej z klas.
  "Tylko który to do cholery był...?"
Okazało się, że był na korytarzu obok. W tym momencie miała mieć francuski albo hiszpański.
  - Super, którego ona się uczy...? Skąd mam to do cholery wiedzieć...?
Zacząłem iść w stronę klasy hiszpańskiej. Delikatnie wychyliłem się zza rogu chcąc sprawdzić czy siedzi gdzieś Abbie.
  - Nie widzę jej... To chyba nie jej klasa... Czyli uczy się francuskiego...! - pobiegłem do klasy francuskiej.
Zostało dziesięć minut do dzwonka. Znalezienie klasy francuskiej zajęło mi pięć minut. Wychyliłem się zza rogu i zobaczyłem ją siedzącą w rogu klasy.
  - Chyba wszystko jest okej...
Zauważyłem, że pod piórnikiem ma swój telefon. Spojrzała na niego i patrzyła cały czas. Odblokowała ekran i ciągle czekała. Na co czekała?
Na mnie?
Czekała, aż napiszę?
Ja czekałem na nią, a ona na mnie...
Wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni i napisałem jako pierwszy.
  "Spójrz za szybę drzwi ;)" - wysłałem jej wiadomość i z szybkim biciem serca czekałem, aż ona zobaczy wiadomość.
Jej ekran telefonu zaświecił się.
Zaraz to zobaczy.
Zaraz spojrzy na mnie.
Była wyraźnie zaskoczona sms'em. Niepewnie zerknęła w moją stronę. Uśmiechnąłem się do niej i machnąłem ręką. Na jej twarzy pojawił się ciepły uśmiech.
  "Wszystko okej?" - zapytałem się w wiadomości.
Nie odpisała, spojrzała znowu na mnie i kiwnęła głową z uśmiechem.
  "Pamiętaj, jestem przy telefonie cały czas" - napisałem i pomachałem jej.
Wróciłem do klasy równo z dzwonkiem.
Nie myślałem, że ten dzień będzie taki piękny. Teraz powinno być tylko lepiej...
________________________________________________
Przepraszam bardzo za to, że się spóźniłam lekko z tym rozdziałem... Szkoła robi swoje :(
Jednak dziękuję za motywację w postaci komentarzy i próśb, aby pisać ten rozdział.
Widzę, że polubiliście "Noticed" co mnie bardzo, bardzo cieszy :)

Zapraszam do lajkowania fanpage'a na Facebooku, aby być zawsze poinformowanym o rozdziałach :)

Fanpage

Jeśli macie Twittera to piszcie co chcecie o moim fanfiction z hashtagiem #NoticedTheFoooFanfiction, aby ludzie poznali to opowiadanie :)

10 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ 5 ♥

26 wrz 2014

Rozdział 3 - Wiśniowa szminka


Abbie

Lekcja matematyki nie zaliczała się do najciekawszych i najprzyjemniejszych lekcji, ale jakimś cudem udało mi się wytrwać. Skrzywiłam się i pomasowałam swoje prawe ramię, bo całą lekcję nie chciało przestać boleć. 
  "Pewnie przez to, że na przerwie z kimś się tak ostro zderzyłam... Nawet tego kogoś nie przeprosiłam, ale wstyd"
Spojrzałam na przewodniczącą klasy. Patrzyła na mnie zabijającym wzrokiem. Szybko odwróciłam wzrok. Miałam wrażenie, że zaraz wyjdzie z ławki i mi bezlitośnie przywali. Liczyłam minuty do końca lekcji, żeby wraz z dzwonkiem uciec z klasy przez Katherine. 
Już. 
Zarzuciłam torbę na ramię i wybiegłam z klasy. Dzwonek rozbrzmiewał się po całym korytarzu. Było jeszcze pusto, więc nie mogłam na nikogo tym razem wpaść. Szybko podbiegłam do szafki i otworzyłam ją chowając w niej swoją twarz.
  - Blomgren! Tutaj jesteś, słoneczko! - usłyszałam dziwnie miły ton.
  "Kto...? Cholera, to Katherine! Jävla helvete*!" - przeklęłam w głowie. 
Serce zaczęło mi szybciej bić. Nie wiedziałam co robić. Musiałam uciekać, nie? Biegłam przez korytarze bez ustanku, ale Katherine była tuż za mną, a raczej jej koledzy. Na jednym zakręcie prawie nie wyrobiłam. Jednak moje szczęście się wyczerpało. Sznurówka w moich trampkach się w końcu rozwiązała. Nie spostrzegłam nawet kiedy uderzyłam ciałem o zimną podłogę. 
  "Herrejävlar*! Pieprzone buty!" - miałam ochotę biec dalej, ale nie miałam już sił.
Katherine i jej koledzy już byli nade mną. Nie miałam gdzie uciekać. 
  - Co jest? Czemu uciekasz? Doskonale wiesz, że z biegania dostałaś ostatnio pałę - zaśmiała się przewodnicząca.
  - Masz mnie, co mi teraz zrobisz? Przecież cię przeprosiłam!
Katherine podeszła do mnie i zaczęła wyrywać mi torebkę. Mocno zacisnęłam ją w rękach i nie miałam zamiaru puścić. 
  - Oddaj, nie szamotaj się ze mną, Blomgren! - walczyła ze mną. 
  - Zostaw mnie, zostaw! - broniłam się.
Po paru sekundach jeden chłopak chwycił za ucho torby i bez problemu wyrwał mi ją z rąk. 
  - Co wy sobie myślicie, co? Oddawaj mi ją! - wstałam zdenerwowana i chciałam odebrać swoją torbę. 
Drugi "bodyguard" chwycił mnie za bluzę i rzucił o ścianę. Automatycznie zsunęłam się po ścianie. Nagle zobaczyłam cała zawartość mojej torby na podłodze. Książki, zeszyty, piórnik, słuchawki, telefon, balsam do ust, parasol, szczotka do włosów, woda, kalendarzyk, szkicownik, dosłownie wszystko. 
  - Co my tutaj mamy, twoje bazgroły? - dziewczyna wzięła do ręki mój szkicownik. 
Wtedy zrobiło mi się szaro przed oczami. Tam miałam wszystkie moje żale wylane na kartki. 
  "Cholera..." - po raz kolejny przeklęłam.
  - Głównie bazgrzesz pary i smutne twarze... - brzmiała tak, jakby mnie rozumiała. - Masz problemy z samoakceptacją, Blomgren? - zaśmiała się bezlitośnie. 
Miałam nadzieję, że odpuści, słyszałam współczucie w jej głosie, ale szybko się ten ton zmienił. 
  - Kiedy miałaś po raz ostatni chłopaka? - zapytała kartkując szkicownik.
Miałam ściśnięte gardło, miałam ochotę płakać. Nie dość, że upokarzała mnie to jeszcze poznała moje problemy. 
  - Pytam się, no! Czy to jest jakaś tajemnica? - wytrąciła mnie z mojego myślenia.
  - Nie miałam... - powiedziałam cicho łamiącym się głosem. 
  - Nigdy?! - zdziwiła się Katherine. - To ty go nie umiesz znaleźć, czy on ciebie, co? Może jedno i drugie? - śmiała się bezczelnie ze mnie.
Spuściłam głowę i jedna łza już spadła na podłogę. Dobrze, że nie zauważyli. 
  - Nie twój zasrany interes... - odgryzłam się i podniosłam głowę. - Zajmij się swoimi tipsami i swoimi wielbicielami... Nie wszyscy mają tak łatwo jak ty, Sparks... - nie mogłam uwierzyć, że nagle przypomniało mi się jej nazwisko.
Nie wierzyłam, że mogłam coś takiego powiedzieć do przewodniczącej. Nigdy praktycznie nikomu się tak nie postawiłam. Miałam nadzieję, że dadzą mi spokój i odejdą. Myliłam się... Katherine machnęła ręką na kolegę. Nie wiedziałam, co zamierzała. Chłopak podszedł do automatu ze słodyczami i piciem, wsadził drobniaka i wyciągnął Sprite'a w puszce. 
  - Chcesz pić? - podszedł do mnie, ukląkł przede mną i pokazał mi puszkę.
Próbowałam zrozumieć czemu tak się miło zachowuje. Chłopak lekko się uśmiechnął. Już miałam wziąć puszkę i podziękować. Jednak w jego oczach widziałam to, co widziałam w oczach każdego faceta w którym się zakochałam - obojętność. Było już wtedy za późno. Bodyguard nagle wstał, otworzył puszkę napoju i wylał mi na głowę. 
  - Przestań, idioto! Palant! Kretyn! - przeklinałam na niego tak głośno jak umiałam. 
Ten sam rzucił puszkę w odległy kąt korytarza i chwycił mnie za włosy tak mocno, że aż unosiłam się nad ziemią. 
  - Boli, przestań! Puść! - szamotałam się z silnym chłopakiem.
  - Przeginasz, mała - wyszeptał mi w ucho. 
Brunet podniósł rękę, żeby mnie spoliczkować. Zaczęłam głośniej nawoływać o pomoc. Tym razem naprawdę się bałam. 
W pewnym momencie opadłam na ziemię bez odczucia bólu na twarzy. Chłopak mnie puścił? Otworzyłam oczy. Słyszałam, że ktoś się bił. Podniosłam głowę i zobaczyłam tego debila bijącego się z jakimś ciemnym blondynem.
  "Co jest? Kim jest ten chłopak?" 
Drugi bodyguard przewodniczącej chwycił ciemnego blondyna od tyłu, ale szybko poległ, bo oberwał w twarz łokciem. Tajemniczy chłopak wrócił do pierwszego przeciwnika. Okładał go pięściami.
  - Ładnie to tak kpić sobie z koleżanki? - zapytał jak już skończył modelować mu twarz. - Co wy sobie myślicie, lowelasy? Takie z was kozaki? - niby się zaśmiał, a niby był poważny. 
Obaj chłopcy wstali zdeterminowani i rzucili się na nowo poznanego chłopaka. Nie wiedziałam dlaczego to robił, dlaczego mi pomagał. Ciemny blondyn szybko poradził sobie z "kolegami". 
  - Jeszcze się policzymy, Sandman! Poczekaj tylko! - rzucili do niego zza ramienia. - Chodź Kat, wystarczy.
Cała trójka pobiegła z dala od nas.
  - Pieprzone gnojki... - powiedział tajemniczy i podniósł swoją czapkę z daszkiem z podłogi i nałożył na głowę.
Cały czas patrzyłam na wybawcę. Nie spojrzał na mnie. Dopóki nie spojrzał na mnie to ja cały czas go obserwowałam. 
Spojrzał na mnie. Ja wtedy odwróciłam wzrok. Przestraszyłam się, nie mam pojęcia czemu. Serce zaczęło mi bić jeszcze szybciej. Szybko spuściłam głowę i zaczęłam zbierać rzeczy z powrotem do torby. 
  - Wszystko okej? Pomóc ci? - uklęknął przede mną.
Słysząc tą troskę w głosie podniosłam głowę. Patrzył mi głęboko w oczy. Przez chwilę straciłam kontakt z rzeczywistością. W jego oczach nie widziałam już obojętności jak u poprzednich chłopakach, w których się zakochałam. Chłopak przechylił głowę w prawo, jakby się zastanawiał. Nagle skoczył jak oparzony.
  - Zrobili ci coś w głowę? Zatkało ci uszy? Kręci ci się w głowie? - zaczął wypytywać, jakby się martwił.
  "Martwi się o mnie...?!" - byłam w szoku.
  - N-Nie, wszystko okej. Poradzę sobie - ciężko było mi cokolwiek powiedzieć.
  - Czy ja zapytałem, czy chcesz pomocy? Mój błąd. P o m o g ę  c i - poprawił się i zaczął śmiać.
Ciemny blondyn zaczął zbierać wszystkie moje rzeczy do torebki. Natknął się na moją wiśniową szminkę z BabyLips. Przez chwilę się zawahał, ale potem otworzył ją i powąchał. Uśmiechnął się i zamknął oczy. Ja tylko patrzyłam, co on kombinuje.
  - Całowałaś się kiedyś? - zapytał nagle prosto z mostu.
To pytanie dosłownie wbiło mnie w ziemię. Co to było za pytanie?! Znaliśmy się dosłownie parę minut, a on zadaje takie pytanie?! Zero kultury! Nie miałam zamiaru rozmawiać o nim na ten temat, ale jednak...
  - Nie... - odpowiedziałam po dłuższym czasie bardzo cicho.
Spuściłam głowę zawstydzona i speszona. Moje włosy były pozlepiane od napoju wcześniej wylanego na głowę i ubranie. Zazwyczaj nie było widać u mnie, że się rumienię, ale w tamtym momencie chyba nie dało się tego ukryć.
  - Naprawdę?! - aż się podparł ręką o podłogę, bo prawie stracił równowagę. - Żenada!
  "Tak jak zawsze, jestem gorsza, bo nigdy się nie całowałam. Rzeczywiście... Żenada..." - chciało mi się płakać.
  - Co za idiota by się oparł takiej dziewczynie?! Skończone debile... Gdzie oni mają oczy? - oparł się o ścianę i wąchał moją szminkę kręcąc głową.
Moje oczy się rozszerzyły z wrażenia. Jemu nie o to chodziło. Nie śmiał się ze mnie jak reszta, którym mówiłam o tym.
  - Poza tym, twoje usta muszą smakować cudnie z tą szminką - zaśmiał się uroczo.
  "Że co proszę?!" - byłam zszokowana tą rozmową.
Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Kiedy jakiś chłopak mi coś takiego powiedział? Nigdy! Czy to miał być rodzaj flirtu?!
Nieznajomy zaśmiał się i podniósł spakowaną już moją torbę.
  - Jestem Felix, bardzo mi miło - ukłonił się jak dżentelmen i podał rękę z uśmiechem.
Chcąc, nie chcąc uśmiechnęłam się onieśmielona.
  - Abbie - tylko tyle udało mi się wydukać.
  - Lepiej zadzwoń po kogoś, niech cię zawiezie do domu. Chyba nie chcesz chodzić po szkole w mokrych ubraniach i pozlepianych włosach. Ah, twój makijaż też nie jest najlepszy - zaśmiał się drwiąco.
Automatycznie schowałam twarz w dłoniach.
  - Żartowałem, i tak wyglądasz uroczo - dodał ciszej.
Z wrażenia moje ręce opadły na ziemię. Czy ta rozmowa nie przybierała dziwnego charakteru?!
  - Wstawaj - podał mi rękę i podniósł mnie bez problemu. - Ja już muszę niestety lecieć, zaraz lekcja się zaczyna, a następna historia. Pan Francis mnie poćwiartuje jak nie zjawię się punktualnie na lekcji.
Wręczył mi torbę i stał jeszcze tak przez chwilę. Patrzyliśmy się na siebie tak dobre parę chwil.
  - Ah, no tak... - klasnął w ręce.
Minął mnie i schylił się po coś na drugim końcu korytarza. Miał w ręce puszkę po napoju, który był teraz na całej mnie. Ciemny blondyn bez problemu rzucił puszką do kosza z dość dużej odległości.
  - Okej, teraz mogę już iść - wrócił do mnie. - To do zobaczenia, Abbie - pomachał mi z uśmiechem i pobiegł na lekcje.
  "Co tu się właściwie wydarzyło...? Co tutaj zaszło...? Co to za uczucie...? Jävla, czy ja się znowu zakochałam?!"
Stałam tak przez chwilę sama i oszołomiona.

***

Zadzwoniłam po mamę. Przyjechała po mnie i jechałyśmy niedawno potem do domu. Tłumaczyłam mamie całą zaistniałą sytuację. Spojrzałam w okno, przypomniałam sobie o tajemniczym chłopaku... Jak mu to było na imię...? Felix...
Zerknęłam do torebki, żeby poszukać butelki z wodą. Coś jednak mi nie pasowało...
  "Cholera, zabrał mi szminkę..." - uśmiechnęłam się. - "Głupek..."
_______________________________________________________
Dziękuję za 10 komentarzy pod ostatnim rozdziałem, w nagrodę macie rozdział 3 :*
Mam nadzieję, że się wam moje fanfiction podoba, bo piszę opowiadania od 7 lat, więc mam nadzieję, że nieźle mi idzie choć się starzeję, haha :D


10 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ 4 ♥



15 wrz 2014

Rozdział 2 - Perfumy


Abbie

  "Zasnęłam? Może nie zasnęłam, przez chwilę odleciałam." 
Przez dźwięk dzwonka otworzyłam powoli i niechętnie oczy powracając do rzeczywistości. Było mi zimno, głowa mnie bolała. Jednym słowem miałam ochotę umrzeć. Nie wspominając o tym, że musiałam spojrzeć w każdą parę oczu ludzi z mojej klasy. Wyciągnęłam słuchawki z uszu, spakowałam się i powoli wyszłam z klasy zamykając drzwi za sobą. Korytarz był pusty, jak nigdy. Przecież była przerwa, czemu było tak pusto? Postanowiłam dłużej się nie zastanawiać i iść na następną lekcję. 
W głowie cały czas miałam jedno pytanie: "Czemu cały czas jestem sama?". Kiedy po raz kolejny zadałam sobie to pytanie łzy napłynęły mi do oczu po raz kolejny. Chciałam po prostu być szczęśliwa, tylko tyle. 
Następną lekcją była matematyka, przedmiot z którego nie byłam dobra, byłam wręcz beznadziejna. Skwasiłam się na twarzy na myśl o matematyce i stanęłam w miejscu. 
  - Nie chcę tam iść - potrząsnęłam głową. - Nie mam siły, chcę do domu...
Zawróciłam i ruszyłam w kierunku mojej szafki. W tamtym korytarzu było pełno ludzi. Automatycznie spuściłam głowę, a włosy zakryły moją zapłakaną twarz. Miałam szczęście, że w szafce miałam zapasowe kosmetyki i lusterko. Musiałam poprawić makijaż, bo wyglądałam okropnie. Nie minęło parę minut a ja już nałożyłam trochę pudru i pomalowałam rzęsy na nowo. Ostatnią poprawką były włosy. Odetchnęłam z ulgą i zaczęłam szukać książek na kolejne lekcje. Przerwa się kończyła, więc musiałam zmierzać ku sali matematycznej. Zamknęłam szafkę, przewiesiłam torbę przez ramię, spuściłam głowę i niepewnym krokiem ruszyłam w kierunku sali. Odwróciłam głowę za siebie, dosłownie na sekundę. Dobrze, że to zrobiłam. Za mną szła przewodnicząca klasy i dwóch jej "bodyguardów". Patrzyła centralnie na mnie, nie była zadowolona, nie po tym co się stało przed lekcją rysunku. Przeraziłam się, w wyniku czego przyspieszyłam kroku nie patrząc gdzie biegnę. Chciałam tylko uciec od "koleżanki" z klasy. Przyspieszałam kroku coraz bardziej. Bałam się. 
  "Co ona chce mi zrobić? Coś gorszego?" 
Zaczynało mi brakować oddechu. Końcem końców moja lewa noga zahaczyła się o prawą. Straciłam równowagę i uderzyłam kogoś z całej siły z barku. Gdyby nie to, to już leżałabym na ziemi niczym żaba. Nie wiedziałam kto to był, za bardzo byłam przejęta tym, czy Katherine mnie dalej śledzi. Do klasy wchodziła już pani z matematyki i reszta klasy. Byłam uratowana, przy nauczycielu nic by mi nie zrobiła, zniszczyłaby sobie reputację. Pośpiesznie usiadłam w swojej ławce na końcu sali i zakryłam twarz włosami. 
  "Udało się, dzięki Bogu" - odetchnęłam.

Felix

Zawaliłem, nie wykonałem swojego zadania. Nie wszedłem do klasy i nie zabrałem zdjęcia ciotuni pana od rysunku. Powiedziałem kumplom, że się poddaję i nie będę z siebie robił kretyna. Ta dziewczyna by to widziała i może i by na mnie doniosła. Nie znałem jej, skąd miałem wiedzieć, co zrobi? Chłopcy długo się ze mnie śmiali, że nie stać mnie na taką pierdołę. Musiałem wziąć to na klatę. Nie chciałem jej w ten cyrk mieszać. Nie mówiłem przyjaciołom o ładnej dziewczynie, postanowiłem nie siać plotek typu: "Felix się zakochał z jakiejś szarej myszce", "Sandman chce przelecieć jakąś sierotę", "Co Felix w niej widzi?". Nie chciałem tego ani trochę. Tak było lepiej dla mnie, a przede wszystkim dla niej. Najważniejsze w tamtym momencie było, żeby ją odnaleźć.
  "Reszta pójdzie jak bułka z masłem" - stwierdziłem bez stresu.
Z drugiej strony, kiedy ja się ostatni raz zakochałem? Minęło trochę czasu. Nie zakochiwałem się ot tak. Czekałem na ta odpowiednia dziewczynę. Dopóki nie byłem pewien, że jest idealna dla mnie to nie zmniejszałem dystansu. Taki już byłem.
Ja, Omar, OG i Oscar zmierzaliśmy na język angielski. Korytarz, którym szliśmy był zatłoczony nie na żarty. Nie było nawet czym oddychać. 
  - Cholera, co wy tutaj tak się zlecieliście? - zdenerwował się Omar przepychając się między uczniami.
Nagle ktoś na mnie wpadł gwałtownie. Poczułem ból w ramieniu. Ktoś mnie uderzył. To była dziewczyna, byłem pewien, że nie zrobiła tego specjalnie. Po chwili zorientowałem się, że gdzieś już ją widziałem. Szybko obejrzałem się za siebie. Zobaczyłem ją, dosłownie przez sekundę. To była ona. Uciekała przed kimś, albo śpieszyła się na lekcję. Uśmiech automatycznie pojawił się na mojej twarzy. 
  - Nawet nie przeprosiła - zaśmiałem się cicho. 
Stałem tak przez moment, aż z rozmyślań nie wyciągnął mnie OG.
  - Fel, idziesz? - szturchnął mnie.
Nie spojrzałem na niego. Ciągle patrzyłem w to miejsce, gdzie ostatni raz ją zobaczyłem. Miałem nadzieję, że zaraz wychyli się zza winkla i przeprosi z uśmiechem na ustach. 
   "Przestań, pozbieraj się, kretynie" - mentalnie się spoliczkowałem.
Westchnąłem i ruszyłem za kumplami. Stawiałem krok za krokiem trzymając się na prawe ramię myśląc jaka ona musi być silna, żeby tak mocno uderzyć. Uśmiechnąłem się na myśl o tym. 
  - Co ci tak wesoło, stary? Rozumiem, że umiesz na kartkówkę z angielskiego, bo będziesz mi podpowiadał - wytrącił mnie znowu z zamysłów Oscar.
  - Daj mi spokój, mam dzisiaj dobry dzień - zaśmiałem się. 
  - Przegrałeś zakład, nie wykonałeś kary, ktoś ci przywalił z barku i oblejesz kartkówkę z angielskiego - wyliczał na palcach Omar. - Dzień spełniania marzeń Felixa Sandmana, serio.
Pokręciłem z uśmiechem głową nie odpowiadając na sarkazm przyjaciela. Ciągle w głowie miałem tą dziewczynę. 
Usiadłem w ławce i oparłem się o rękę. Pani z angielskiego rozdała testy i kazała zacząć pisać. Nie miałem najmniejszej ochoty tego pisać. Nie mogłem się skupić. Dopiero wtedy się zorientowałem, że poczułem jej perfumy. Szybko chwyciłem za kawałek bluzy na prawym ramieniu i powąchałem. To nie były moje perfumy. Przez sekundę odleciałem. Zamknąłem oczy i zaciągnąłem się jeszcze raz. Ten zapach ciągle tam był. W mojej głowie zapanował kompletny chaos. 
  "Za mocno się perfumuje" - pomyślałem z szerokim uśmiechem na ustach i pokręciłem głową.
 _________________________________________
Hejka! Tutaj Kinga, mówcie mi Ricz :) Oto 2 rozdział mojego nowego fanfiction, tym razem z The Fooo w roli głównej.

PROSZĘ O KOMENTARZE I OBSERWACJE, TO MNIE MOTYWUJE DO DALSZEGO PISANIA! :)

13 wrz 2014

Rozdział 1 - "Kim ty jesteś...?"


Abbie

Szłam korytarzem bez żadnego celu, po prostu szłam przed siebie. Na ramieniu wisiała moja torba napchana książkami, a moje oczy się zamykały i otwierały przez nieprzespane noce. Nie spoglądałam na nikogo, ale wszyscy spoglądali na mnie. 
  "Aż tak źle dzisiaj wyglądam...? Mam coś na twarzy...? Obgadują mnie...?" - zastanawiałam się zdenerwowana.
Próbowałam oddychać spokojnie i nie pokazywać, że się tym przejmuję. Nie przyspieszałam kroku, nie zarumieniłam się. Przywykłam do tego. Może byłam już przewrażliwiona, może mi się tylko zdawało, że wszyscy mnie obserwują...? 
Rozbrzmiał dzwonek na lekcje. Nie lubiłam lekcji, nie lubiłam przerw. Lubiłam powrót do domu, byłam kompletnie sama, wiatr wiał mi we włosach, muzyka grała w moich słuchawkach na największych skalach. Było do tego jeszcze daleko. Trzeba było jeszcze przeżyć cały dzień w tym piekle. Kolejny dzień z rzędu. Jak długo można się męczyć z tym życiem?
Jedyne co mnie pocieszało to to, że był czas na lekcję rysunku. Bardzo lubiłam rysować, ale nie rysowałam specjalnie ładnie. Zależało co rysowałam. Usiadłam w swojej ławce i zaczęłam wyjmować przybory do rysunku. Nie zauważyłam, że mój piórnik był niezapięty, w wyniku tego moje dwa super zastrugane ołówki spadły na podłogę i się połamały. 
  - Cholera, no - przeklęłam pod nosem cicho.
Wstałam z ławki i miałam zamiar podnieść dwa ołówki. Nagle ktoś mnie ubiegł. To trwało dosłownie sekundę. Zagadana z przyjaciółką przewodnicząca klasy nie zauważyła ołówków i nadepnęła na nie. Wynikiem tego było poślizgnięcie się nogi przewodniczącej i uderzenie o podłogę plecami. Przestraszyłam się tej sytuacji. Serce mi stanęło i automatycznie się cofnęłam. Przewodnicząca klasy niespecjalnie mnie lubiła, z resztą tak jak cała reszta klasy. Kilku chłopaków skoczyło do popularnej uczennicy i pomogli jej wstać. Byłam w tym liceum dopiero dwa miesiące, więc nie pamiętałam jak się ona nazywa... Katherine...? Tak, chyba tak... 
  - Co ty do cholery robisz, Blomgren?! Aż tak ci przeszkadzam w tym twoim zasranym życiu?! - zaczęła się rzucać przewodnicząca. 
  - J-Ja przepraszam! Nie chciałam! B-Bardzo przepraszam! - oparłam się zdenerwowana o ławkę.
Wszystkie oczy zwróciły się na nas. 
Katherine stała o własnych siłach. Przynajmniej nie skręciła kostki, byłoby na mnie. Ona zaczęła stawiać kroki w moją stronę. Chwyciła mnie za ramię i lekko pociągnęła.
  - Uważaj, żebyś gorzej nie skończyła - zbliżyła się do mnie jeszcze bardziej.
Podziękowałam Bogu jak tylko zauważyłam, że nauczyciel od rysunku wszedł do klasy. Katherine puściła mnie i rzucając mi ostatnie przerażające spojrzenie odeszła w ciszy do swojej ławki. Ze łzami w oczach usiadłam w ławce. Dobrze, że miałam w ten dzień rozpuszczone włosy, mogłam zakryć swoją zapłakaną twarz. 
Powiedziałam sobie przed rozpoczęciem roku w liceum, że tym razem będzie inaczej niż zazwyczaj, że wezmę się w garść. Jak na razie idzie mi wprost "fantastycznie".  Nie chciałam dłużej o tym myśleć, zaczęłam rysować delikatną kreską to, co zalecił nam nauczyciel. 

***

Zabrzmiał dzwonek na przerwę. Spojrzałam z obrzydzeniem na mój rysunek. Nie wiem, czy narysowałam kiedykolwiek brzydszy od tego. Łzy nakapały na kartkę co wcale nie dodawało uroku rysunkowi. Wszyscy już wyszli z klasy, zostałam tylko ja i nauczyciel. 
  - Panie profesorze? Mogłabym zostać tutaj na przerwie? - zapytałam mężczyznę z głową spuszczoną wciąż w dół.
Ten nauczyciel był mi najbliższy, czasami z nim wymieniałam parę zdań o tym jak się czuję. Rozumiał, czemu chcę zostać, czuł to. Czułam jego uśmiech na twarzy.
  - Jasne, nie przejmuj się - odpowiedział mi i wyszedł.
Podniosłam głowę ostrożnie i odetchnęłam. W końcu byłam sama ze sobą. Wyciągnęłam słuchawki i podłączyłam je do telefonu. W uszach zabrzmiała moja ulubiona piosenka "War Of Change" Thousand Foot Krutch. Podgłośniłam tyle ile się dało i wyrwałam kartkę z nieudanym rysunkiem. Wściekła potargałam kartkę i rzuciłam w odległy kąt klasy. Łzy znowu zaczęły płynąć po mojej twarzy. To była bezsilność. Zaczęłam po raz drugi szkicować to, co mi nie wyszło na lekcji. Już przy postawieniu pierwszej kreski zadrżała mi ręka. Nie dało się. Nie chodziło mi o rysunek. Chodziło mi o mnie. Nie dało się nic ze mną zrobić. Nagle zaczęła się piosenka "I Will" Chelsy. Spokojna piosenka zwolniła moje serce. Spowodowało to, że skrzyżowałam ręce na ławce i położyłam na nich głowę. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w słowa dla mnie nie zrozumiałe, bo były po japońsku. Jednak miałam przeczucie, że piosenka jest piękna i z dobrym przesłaniem. 
  "Chcę chłopaka... Potrzebuję pomocy... Nie radzę sobie sama... Potrzebuję jego... Tylko gdzie on do cholery jest...?!" - pomyślałam i parę łez zaczęło mi płynąć po policzku jednak szybko je powycierałam w rękaw bluzy.

Felix

  - Włazisz tam, bierzesz co trzeba i spieprzasz. Proste, haha - tłumaczył mi mój najlepszy przyjaciel Oskar. 
  - Nie wierzę, że serio mówiłeś... - powiedziałem z rezygnacją w głosie.
Przegrałem zakład. Założył się ze mną, że jeśli OG - nasz drugi najlepszy kumpel - zaprosi Stephanie Meller na randkę do pizzerii to ja mam włamać się do klasy pana Psora od rysunku i zabrać mu zdjęcie jego własnej ciotki z biurka. 
  - Takie prawa dżungli, stary - zaśmiał się Omar - mój trzeci najlepszy przyjaciel.
  - Geez, jak mnie oskarży o kradzież to macie się za mną wstawić, jasne? - ostrzegałem kumpli.
Na szczęście na tym korytarzu nikogo nie było, nie było żadnych świadków. Ruszyłem wolnym krokiem do drzwi klasy, a chłopcy się schowali za zakrętem. Poprawiłem czapkę z daszkiem i chwyciłem za klamkę drzwi. 
"Raz kozie..." - pomyślałem, ale coś mi przerwało.
W ławce z tyłu klasy siedziała, a raczej leżała dziewczyna. Miała słuchawki w uszach, a z jej ust mogłem czytać słowa piosenki. Nie musiałem czytać z jej ust, piosenka leciała tak głośno, że było ją słychać aż za drzwiami klasy. W dłoni miała ołówek i delikatnie uderzała nim w rytmie piosenki o ławkę. Lekko się uśmiechała, ale czuć było, że nie ma dobrego dnia. Była zdołowana, próbowała się podbudować. Czy ja ją rozumiałem...? Nie wiem... Tak czy siak, była urocza, piękna, aż sam się uśmiechnąłem. 
Patrzyłem tak na nią parę następnych sekund, aż w końcu zza winkla wychylił się Oskar.
  - Felix, cholera jasna! Co ty polujesz na te drzwi?! - popędził mnie. 
Nie zareagowałem na niego zbytnio. Byłem oszołomiony nowo poznaną dziewczyną, której wcześniej chyba nie widziałem. Wtedy nie był już ważny zakład, popularność i kumple. Zakochałem się, to było wtedy ważne.

"Kim ty jesteś, huh...?" - pomyślałem po raz tysięczny.


Prolog



Ludzie mówią, że miłość jest blisko, że muszę się tylko dobrze rozejrzeć. Ludzie kłamią. Ludzie kochają kłamać. Lubią grać na emocjach i na moich słabych punktach. Nie ważne jak bardzo się bronię, oni dalej wiedzą, co mnie boli. Nie ważne ilu używam argumentów, oni dalej robią swoje. Jestem sama, zawsze byłam. Zamiast chodzić na imprezy, pić alkohol, palić papierosy, chodzić nocami po mieście ze swoją pijaną paczką i śpiewać tak głośno jak mogę, siedziałam w domu z rodziną i uczyłam się. Zawsze miałam swój własny świat, swoje zainteresowania, swoje zabawki i swoją wyobraźnię. To mi wystarczyło.

Lata mijały, a ja dorastałam, otaczało mnie coraz więcej ludzi. Coraz bardziej potrzebowałam kogoś, kto będzie mnie znał i rozumiał. Spotkałam wiele koleżanek, ale wszystkie mnie w końcu odrzuciły, bo nie byłam taka jak one. W szkole siedziałam zawsze sama w ławce, na przerwach przesiadywałam po kątach i myślałam tylko o tym, aby już wrócić do domu. W podstawówce nie miałam praktycznie nikogo. Bałam się wypowiadać na lekcjach, z nikim nie rozmawiałam, po prostu byli we wszystkim ode mnie lepsi. Musiałam przecierpieć te 9 lat i uciekać stamtąd jak najszybciej.

Odbiegłam od tematu... Przepraszam. Mówiłam o miłości. Tak, spotkałam paru chłopaków w moim życiu, których kochałam, ale oni nie kochali mnie. To jest najgorsze: nieodwzajemniona miłość. Każde moje zakochanie kończyło się płaczem i samotnością. Czekam, czekam, czekam i nikt mnie nie chce pokochać.

Jeśli naszym przeznaczeniem jest spotkanie siebie... to gdzie on jest...? Na kogo czekam...? Jak długo będę jeszcze czekać...? Może się minęliśmy któregoś dnia i siebie nie spostrzegliśmy...? Skąd mam wiedzieć na kogo czekam...? Gdzie mam na niego czekać...? Niech ktoś mi odpowie, do cholery...!

Bo chcę już być szczęśliwa...